Ślub humanistyczny Marysi i Radka w Bytomiu – lekki, nieformalny i absolutnie ich
Symboliczny ślub Marysi i Radka – lekki, i w naturalnej atmosferze
Śluby w plenerze mają to do siebie, że potrafią stworzyć klimat, którego nie da się zrobić w żadnej sali. Tak właśnie było u Marysi i Radka, wszystko toczyło się spokojnym rytmem, wśród naturalnych kolorów, pod gołym niebem przy Restauracji Świetlik. Dominowała biel, beż i jasny brąz, a do tego gipsówka, która wyglądała jak rozsypana delikatność.
Styl ceremonii? Absolutnie nieformalny. Goście czuli się swobodnie, Para Młoda również, a lekki styl boho zrobił swoje. Na wypadek kaprysów pogody czekało zadaszenie i sala, ale pogoda okazała się na tyle życzliwa, że wszystko mogło odbyć się w plenerze bez prądu, ale za to z takim światłem, którego nie zastąpi żadna lampa.
.jpg)
.jpg)
Jak to się zaczęło, historia, która wcale nie zapowiadała ślubu humanistycznego
Ich początek nie wyglądał jak scena z filmu. W zasadzie bardziej przypominał pierwsze minuty komedii romantycznej, w której bohaterowie mijają się obojętnie. A jednak, los postanowił inaczej.
Spotkali się podczas urodzin Agaty. Marysia uznała, że Radek „zupełnie nie w jej typie”. On natomiast… nie pamiętał Marysi w ogóle. Serio. Cóż, życie lubi takie psikusy.
A potem nadeszła domówka. Marysia wparowała tam nieproszona, Radek pojawił się trochę z przymusu i nagle wszystko kliknęło. Tym razem to on ją zauważył. I to bardzo. Paweł, przyszły świadek, podpowiadał Radkowi, żeby w końcu podszedł i zagadał. I zagadał. Wyszła z tego jedna z tych rozmów, które pamięta się długo: dużo śmiechu, trochę nieporozumień i pierwsze iskry, których jeszcze wtedy nie do końca potrafili nazwać.
.jpg)
.jpg)
Pierwsza randka: gorąca zupa, oliwki i koszula zapięta pod samą szyję
Marysia długo nie czekała, aż Radek zbierze się do działania. Zdecydowała wziąć sprawy w swoje ręce i zaprosiła go do siebie. Przypadek sprawił, że miała cały dom dla siebie, więc… zaserwowała zupę z zielonego groszku temperaturą dorównującą piekarnikowi. Do tego sałatkę z oliwkami, za którymi Radek nie przepadał, ale zjadł dzielnie, całość w koszuli zapiętej tak sztywno, jakby za chwilę miał zdawać egzamin państwowy.
Po kolacji był spacer, rozmowy do nocy i to wrażenie, że coś się właśnie zaczyna. Delikatne, ale prawdziwe.
.jpg)
Ta historia dojrzewała razem z nimi
Potem było już bardziej filmowo. Podróże, powroty, wspólne plany, przyjemne rytuały i te codzienne momenty, które z czasem zaczęły być fundamentem ich związku. Wrocław, dyplom Radka, pad thai z ulicznej budki każdy element tej układanki okazał się charakterystyczny i niepowtarzalny.
Z czasem tworzyli relację, która nie potrzebowała fajerwerków. Wystarczało bycie przy sobie czasem ciche, czasem głośne, zawsze szczere. Radek zawsze wiedział, jak przynieść Marysi spokój. Marysia potrafiła w jednej rozmowie zawrócić go z najgorszego dnia na właściwy tor. Kłótnie? Owszem, zdarzały się. Ale szybko przeradzały się w śmiech, bo oboje wiedzieli, że najważniejsze jest to, co między nimi.
.jpg)
Zaręczyny „po tajsku” czyli od muszelek do zaślubin
Do zaręczyn doszło podczas jednej z ich podróży do Azji. Typowe dla nich trochę chaosu, trochę humoru, zero perfekcyjnego planu. Radek długo zwlekał, aż w końcu zdecydował się działać na jednej z mniej spektakularnych wysp. Wyszedł z propozycją spaceru, co już samo w sobie było sygnałem, że „coś się święci”.
Zbierali muszelki, śmiejąc się z odpływu, a potem Radek wskazał palcem horyzont. Marysia odwróciła się i wtedy zobaczyła go na jednym kolanie. Pytanie padło. Odpowiedź była oczywista. Pierścionek był za duży, ale szczęście idealnie dopasowane.
Ten wieczór zapamiętają na zawsze: przejażdżka skuterem, uliczne jedzenie i rozmowy, które brzmią w człowieku jeszcze długo po powrocie.
.jpg)
Symboliczny ślub w stylu, który pasował do nich jak nic innego
Dlatego ich ślub też musiał być „taki jak oni”. Nieformalny, swobodny, ale wzruszający we właściwych miejscach. Ceremonia humanistyczna sprzyjała temu, by skupić się tylko na tym, co istotne: emocjach, historii, ich rytmie życia.
Naturalna kolorystyka świetnie wpisała się w otoczenie Restauracji Świetlik. Osiemdziesiąt osób, bliscy, przyjaciele, cudowny plener i oni, stojący naprzeciw siebie w pełnej szczerości.
A zanim nastąpiła wymiana obrączek, postanowili wykonać symboliczny rytuał związanie dłoni szarfą. Gest, który ma w sobie coś pierwotnego, pięknego i niezwykle intymnego.
.jpg)
.jpg)
Restauracja Świetlik – idealne tło dla ślubów plenerowych
To miejsce ma w sobie niezwykłą prostotę. Z jednej strony swobodne, z drugiej pełne możliwości aranżacyjnych. Daje przestrzeń, światło i klimat, który uwydatnia to, co w ceremonii najważniejsze — ludzi i ich emocje.
A brak prądu? Czasem okazuje się największym sprzymierzeńcem. Naturalne światło zrobiło robotę.
Chcesz zorganizować własną spersonalizowaną ceremonię?
Skontaktuj się z nami:
info@slubsymboliczny.pl
+48 791 543 001